czwartek, 15 października 2015

Nowy etap życia czas zacząć.

Jak już wspomniałam na moim blogu bliźniaku - WitchArts - ponieważ ciężko było niektóre rzeczy przeforsować, a czasem na prawdę ciężko pracuje się z ludźmi, szczególnie z takimi, którzy na naszych plecach chcą bezboleśnie wyjść w górę i nie uznają partnerstwa, a wręcz wymagają full obsługi i jeszcze mają pretensje, że coś w ogóle mają zrobić sami, doszłam do wniosku, że robienie dobrze innym jest wspaniałą drogą ale do pogrążenia siebie. Nie będę opisywać i tłumaczyć, dlaczego właśnie tak 
Po prostu. Bo tak. Ostatni rok dużo mnie nauczył. Że czasem nie warto. Po prostu. Trzeba zadbać o siebie. I tylko tyle. No więc pokażę ostatni wytwór który był po prostu w stylu muszę to zrobić. Ale pokaże go już na bliźniaku -  WitchArts . Wszystkie inne projekty, które są robione dla Decoris&Arts - też już będą tam. Mimo, że może zauważycie, ze część została rozpoczęta jeszcze tutaj. Ale czasem proces projektowania czegoś i wykonania go musi przejść kilka etapów i to trochę trwa. I materiały ze współpracy z kilkoma wspaniałymi ludźmi, z którymi nadal warto i za to że po prostu są i że często ciągnęli mnie za uszy, gdy już wątpiłam w sens wszystkiego i odechciewało mi się robić cokolwiek, też się będą tam znajdować. 
Ten rozdział, gdy dzieliłam swoje rzeczy i miałam chęci pokazać rzeczy i sylwetki innych osób, jest rozdziałem zamkniętym. Także historia tego bloga i to co się tu działo przez ostatnie 5 lat, to też już będzie po prostu historia. Ponieważ na razie w miarę czasu, którego oczywiście nie mam - przerabiam bloga już jako WitchArts, nowe posty będą się tam pojawiać po trochę. Postaram się być bardziej systematyczna - no ale nie dość, że powstaje pracownia, a ja cały czas coś robię na potrzeby sesji i na prośby przyjaciół i często gęsto musimy czekać na prawa do publikacji zdjęć - no to proszę o wyrozumiałość. Ten bog pozostanie, choćby przez to, że są tu tutoriale jak wykonać kilka rzeczy no i moje jakby nie patrzeć utrwalone kilka lat... ps. żeby mi za jakiś czas znowu ktoś nie zarzucił, na jakiej podstawie twierdzę, że coś robię, skoro tego nie pokazywałam... No to chyba wszystko jasne. Nowy etap czas zacząć. PS. Tegoroczne biżuteryjki i uwieńczenie (bo też już ostatni raz koordynuję projekt) akcji biżuteryjki dla WOŚP 2016 - też znajdziecie już pod adresem WitchArts . A będzie na co popatrzeć. No co - zamykamy jedne drzwi, aby móc otworzyć drugie. 
Do zobaczyska po drugiej stronie bloga. 

piątek, 18 września 2015

Romantyzmem jesień się zaczyna...po bardzo pracowitym lecie.

Wiem, wiem .... Zaniedbałam Was okrutnie.. Cóż wakacje to był czas niezliczonych problemów związanych z powrotem do własnego (tak tak dokładnie) domu. Problemy polegały na zakończeniu najmu i porządkach. Po najemcach. No cóż miałam na żywo "czystą chatę" plus inne "atrakcje". Masa pracy ale już wracamy weekendowo i po woli organizuję normalność oraz miejsce dla siebie z prawdziwego zdarzenia. A było i tak... ogród przypominał dzicz i dziwne chaszcze. Wyhodowane chwasty opanowały prawie wszystko, ale zmasowanymi siłami zostało to ciut ciut ogarnięte i uporządkowane. W ubiegły weekend to było już po pierwsze grabienie pierwszych nasypów z liści i posadzenie kilku setek cebul wszelakich maści. Część dokupiona (bo kocham wiosenne burze tulipanów, narcyzów, hiacyntów, szafirków i w ogóle wszystkiego co kwitnie), część uprzednio wydarta z ciemności po umieszczeniu w piwnicy ... zwariowała ze szczęścia i wypuściła zielone łodyżki... a jeden zestaw wręcz zakwitł... Moi się śmieją, że jako etatowa wiedźma, gdy wpadłam robić porządki i tykać moje roślinki, to spowodowałam, że wszystko ożyło... No może coś w tym jest, bo niektóre kwiatki witają mnie pączkami i małymi kwiatuszkami, jak wracam... pomimo, że w sumie nie ich pora... inne, które musiały zostać wycięte w pień (masakra po ślimakach mi.in), zostały przesadzone i po kilkunastu dniach pokazały zielone listki... Moja córka mówi, że ogród zaczyna wracać do życia... przylatują motyle, ptaki ... Normalnie jakoś fajnie się zaczyna robić... Nawet mała żabka wyszła i siedziała na kamieniu i paczała na nas zdziwiona... hehehhe i mały wężyk.. padalec (niedaleko jest potoczek i mają gniazdo) też... w sumie fajnie patrzeć jak tak jakoś wraca życie. A w międzyczasie wszystkiego, gdy tylko mogłam ruszać rękami (bo były i takie chwile, że po prostu padałam na łóżko i nie mogłam się ruszać) zaczęłam po woli bez pośpiechu  dziobać takie sobie cuś w ludwikańskim stylu.
 Tu akcja pt. "zbieramy ślimaki"...

Jeden z dzikich zakątków.. tu przyglądała nam się żabka... No cóż niestety zostało to wszystko wyczyszczone i usunęliśmy chwasty, a roślinki przeniosłam.
No i szał podczas czyszczenia i szykowania miejsca na przenosiny..

A i jeszcze na marginesie powiem, że w internetowym wydaniu emakeupowni pokazują się już od jakiegoś czasu efekty naszej pracy (czyli całego zespołu z Decoris & Art na czele), co bardzo mnie cieszy. Są tam m.in. i moje biżutki. Kto śledzi bloga, ten pozna ;) . Fakt, masa pracy włożonej wczesną wiosną przez kilka osób jest widoczna dopiero teraz, ale no...  pooglądać i poczytać magazyn możecie tu: http://issuu.com/ewelinazych/docs/e-makeupownia_lipiec-sierpie___2015_51b2dc6644d818/15?e=7170288%2F14651055
No a ja spadam na razie do kilku ważnych prac... Jakich, no powiem niedługo. Zdradzę tylko, że "Biżuteryjki dla WOŚP" nie śpią...