Do tego leżał sobie już jakiś czas warkoczyk z koralików. Z krzywaczków, skromniutki. Dodałam do niego chwościki i wyszła czarna elegancja.
A jak dopadłam rano aparatu przy pięknym świetle (wiosenny wschód słońca) to i zieloniec dostał się pod obiektyw. I nareszcie mam jego fajne zdjęcie.
No i nie byłabym sobą, gdym mając światło nie pstryknęła skończonego russianka. Bransa wyszła, o taka:
I to na razie na tyle. Czas pomyśleć nad pisankami...a może kolejny wysyp biżutek.. Zobaczymy, co mi do głowy wiosennie przyjdzie.
uczta dla moich oczu
OdpowiedzUsuń