wtorek, 7 kwietnia 2015

Broszkowo, czyli dzisiaj odsłona pierwsza.

Ponieważ tuż przed samymi świętami dostałam nie lada wyzwanie, święta upłynęły nie tylko przy stole. Nie powiem, żeby nie na dobre to było, bo mniej w boczki człowiekowi poszło. Jedyny rodzinny zakaz moich terrorystów domowych - to było tylko mamranie gdy brałam tablet cichcem do ręki... bo dostałam zakaz na kompa... bo święta to nie praca... ale koralików nawet nie próbowali, bo to już groziło moją bronią obosieczną czyli użyciem igieł i wbiciem ich w pewne miejsce, a gdzie sami się domyślcie .. Ale do rzeczy - wyzwaniem są broszki. Mają być jasna, ciemna i coś do pracy, czyli Biznes Woman. I nie pomogły prośby, żeby mi coś więcej ..no.. no i moja wyobraźnia jęcząc z nudów.. bo ile można w kółko oglądać tv... czy siedzieć przy stole.. czy po prostu spać... zaczęła szaleć i podsuwać mi obrazki. No więc na pierwszy rzut poszła broszka szydełkowa.. - bo mamrali, że nie chcę z nimi oglądać... No to oglądałam heheheh i szydełkiem ciut pomachałam.. potem był mały wykręcik, no bo ja to muszę teraz zszyć, po czym niczym struś pędziwiatr zwiałam na mój kawałek stołu... oczywiście błogi spokój nie trwał dłużej niż15 minut i dziatwa w postaci najpierw małża kroczącego z okrzykiem "idę" z donośnym odgłosem szurających kapci.... przywędrowała chociaż oblookać co to takie to ważne... potem szuraniem klapków obwieściła swoją obecność młoda... "no bo ja sama tak siedzieć nie będę".. co nie przeszkodziło mi zapakować im na kolana pudełek i wydrzeć z nich piasek pustyni i perły słodkowodne oraz odrobinę mieszaniny sieczki kryształu, korala i zoisytu. No i oczywiście zszyć wszystkiego w przysłowiowa kupę... Rodzina wytrwała, ja też.. a powstała taka broszeczka...

 I to była niedziela... a w poniedziałek.... a to w kolejnym poście opowiem  heheh,.....

1 komentarz: