środa, 10 września 2014

Kolejna ślubna "deska ratunkowa"

Tak jak w tytule... Hehe zamiast marki Belles-Art, chyba nazwę ją deska ratunkowa. Nigdy nie zrozumiem ludzi i w tym wypadku salonów ślubnych, którzy podejmują się wykonania czegoś, potem ktoś przychodzi po odbiór i ma tydzień do ślubu i słyszy .."przykro nam nie ma"... I wtedy jak taka zagubiona dusza trafi jeszcze na nas, to jak da radę, to uratujemy w miarę sił i możliwości... Bo czasem wymagania są na prawdę... Ostanie, jest w stylu cudu (nieczytelne zdjęcia zrobione komórką i powtórzenie haftowanego motywu jako trójwymiarowe plecenie na kolczykach.. do tego w ostatnim momencie (a dokładnie wczoraj rano mail... odczytany przeze mnie... że trzeba stroik na głowę, do welonu z możliwością ułożenia... bo właśnie salon zawiódł..)No więc jako (zawodowa wręcz :) ) wiedźma... rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki..na cuda trzeba chwile poczekać....Więc złożyły się na ten projekcik dosłownie obydwa gatunki czarów... Jeden z gatunku niemożliwych (stroik na głowę), drugi - cudu... A.. i wykorzystując mój ostatni nabytek - machnęłam dziewczęciu od razu opakowania... Nabytek - to gilotyna i maszynka do składania pudełek... (he i tu muszę - no znowu!!!- zaznaczyć, że jestem szczęśliwą posiadaczką takiego sprzętu dzięki małżowi... - za dużo bałaganu chyba robiłam przy ciachaniu kartonu heheh ). Oto kwestia cudu i niemożliwego... w opakowaniach.





3 komentarze:

  1. Jakie piękne! Szczególnie to do głowy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. kurcze jak ty to robisz że bije od nich taki blask?a może to ich dusza?

    OdpowiedzUsuń
  3. Staram się, aby wszystkie miały coś z "duszą" ;)

    OdpowiedzUsuń