niedziela, 3 listopada 2013

Totalne zakręcenie...

Od 2-ch tygodni ledwo zipię... sezon w pełni... a na dodatek mój przez 6 dni był w szpitalu.. Coś jednak jest w powiedzeniu, że faceci, to się rozwijają do 8-mego roku życia, a potem to tylko rosną... Doszłam do takich refleksji ostatnio. Przez czas "szpitalny" rano młoda do szkoły, praca, potem beigusiem do szkoły, szybko coś jeść i szpital.. powrót około 19-tej... o tak codziennie, w międzyczasie 2 komisje lekarskie własne... ufff...Przynajmniej jakieś logiczne procenty wywalczyłam z PZU - jedno dobre heh... Małża dotaszczyłam w ubiegłą sobotę do wrót domowych i zaczęło się od nowa - parowar i diety.... i bieganie wokół.... i warzywka i układnie menu takiego, żeby nam nie wyszło bokiem, a jemu trzustka się regenerowała .... a wieczorami - bombki leżały i wołały - skończ nas... ostatni tydzień armie anielskie i dzwoniaste powstawały powolutku, a przez ostatnich kilka dni medaliony z damami i dziewczynkami w stylu vintage... Rąk nie czuję...Ubzdurały mi się buty dla Św. Mikołaja - zrobiłam tylko 4 szt.... ale tak fajne wyszły, że mam ochotę dorobić co nieco. No i dzisiaj doklejałam serducha i bombki. Schną sobie właśnie, a ja w przerwie gotowania małżowi usiadłam na chwilę do kompa, bo za chwilę będą się dopytywać, czy ja jeszcze żyję... Żyję, ale ledwo... takie homo ledwo sapiens ze mnie dzisiaj.... Miałam dorysować elementy do dzwonków jeszcze ale bolą mnie łapy i chyba zabiorę się za obiecany tutek na mikołaja z koralików- na dniach będzie-niech tylko małż wyprawi się na kilka dni w trasę (bo już w pełni sił witalnych zdaje się być, gdyż upierdliwość męska i znudzenie wzrasta wprost proporcjonalnie do powrotu do zdrowia-ostatnie dni przypominają mi niezły kabaret ze mną w roli głównej heh). Chwilę odeśpię, odleżę, zregeneruję ciut siły i wstawię. A na razie byle jakie zdjęcia - robione w trakcie pracy. Sesję zrobię, jak centralny przeszkadzacz pojedzie i nie będzie mi zajmował pół stołu, który służy mi jako miejsce pracy ... Bo na razie zbyt wiernie mi asystuje i usilnie zabiera mi połówkę... stołu oczywiście... na szklaneczki, soczki, papieroski, kawkę, papu itp...i moja wyrozumiałość i cierpliwość po woli zaczyna się kończyć... jeszcze trochę i zacznę rzucać pędzlem...Na to usłyszałam, gdzie ma sobie tarczę przyczepić... Dobrze, że mimo tego wszystkiego jeszcze potrafimy się z siebie śmiać.... No to focie.  No i jeszcze dokończyłam broszkę szydełkową.. I moje butelki też już wołały o zmiłowanie, więc też są już po pierwszych szlifach...












2 komentarze:

  1. Za nic nie wiem jak Ty to ogarniasz!? Tyle prac przy takim zamieszaniu :)
    A prace rewelacja :)

    OdpowiedzUsuń